Katowiczanie przygotowują się do piątkowego spotkania z Zagłębiem Sosnowiec. Jest w nich sportowa złość, bo jeszcze na wiosnę nie wygrali w lidze. Po wtorkowym treningu rozmawialiśmy z bramkarzem Mateuszem Abramowiczem.
W ostatnich dwóch meczach straciliście cztery bramki. Jako bramkarz pewnie czujesz sportową złość, bo w zeszłej rundzie straciliście ich najmniej w całej lidze.
Jestem bardzo zły. Nie lubię wpuszczać bramek czy to podczas treningu, czy podczas meczu. Nie udało się zachować czystego konta, ale za nami ciężkie mecze, bo tylko takie są w pierwszej lidze. Jest nad czym pracować, bo tracimy je w nieprzyjemny sposób. W Chojnicach padły po dwóch stałych fragmentach. Ze Stomilem natomiast wyszliśmy na drugą połowę ze świadomością, że będziemy kontrolować przebieg wydarzeń. Tymczasem dostaliśmy szybko „dzwona”, a potem drugą z rzutu karnego. Lepiej jednak teraz popełniać takie błędy niż w decydującym momencie rundy. Przed nami następny mecz i kolejne cele. Może uda się zagrać na zero z tyłu i pójdzie seria.
Czy jako bramkarz, który podpowiada kolegom z defensywy na boisku, starasz się trzymać ich w ryzach, żeby nie szarżowali zbyt do przodu, aby nie nadziali się na kontrę?
Na pewno musimy poprawić defensywę, żeby funkcjonowała tak bardzo dobrze jak w zeszłej rundzie. Mamy założenia trenera i staramy się je wykonywać. Jest tylko kwestią czasu, kiedy będziemy zachowywać czyste konta z tyłu, a z przodu będzie dalej wpadać.
Co czuje bramkarz, gdy wysoko przegrywa, tak jak Zagłębie w ostatnim meczu z Sandecją 0:5?
Nigdy nie miałem takiej sytuacji, że straciłem pięć bramek w jednym meczu, ale oglądałem to spotkanie. Uważam Jakuba Szumskiego za bardzo dobrego bramkarza, ale nie miał wiele do powiedzenia przy tych bramkach. Po takim meczu na pewno pojawia się niemoc, szybko nie zaśniesz. Bramkarzowi należy w takiej sytuacji tylko współczuć. Ja jednak nie zamierzam wpuścić pięciu bramek podczas jednego meczu, ale na pewno było nad czym myśleć.
A wam jakie myśli przychodzą do głowy po tych dwóch pechowych remisach?
Taka jest piłka. Czujemy złość, niedosyt, bo wiemy, że zagraliśmy naprawdę dobrze. W pierwszej połowie meczu ze Stomilem mogłem tylko stać i bić brawo moim kolegom, bo nawet nie musiałem przecierać rękawic po interwencjach, a jak się skończyło, widzieliśmy. Przychodzi teraz mecz trudny, z lokalnym rywalem, który jest „zraniony” po wysokiej porażce. Wszystko jednak w naszych głowach, aby w piątek wykonać swoją pracę na boisku jak najlepiej.