Po meczu GieKSy z ŁKS-em (1:1) porozmawialiśmy z Tymoteuszem Puchaczem, który był wyróżniającą się postacią zaległego starcia 19. kolejki.
Kolejny mecz w tym sezonie zakończony stratą gola w końcówce. To chyba bardzo frustrujące?
To prawda, ciężko przełknąć taką sytuację. Trudno powiedzieć, czego zabrakło. Byliśmy konsekwentni w tym, co robiliśmy na boisku, ale po czerwonej kartce dla Adriana, ŁKS zaczął znacznie mocniej napierać. Gdy graliśmy w pełnych składach to rywal w zasadzie nie dochodził do groźnych sytuacji. Sprawy w ostatnich minutach się skomplikowały i ostatecznie kończymy mecz remisem po feralnej ręce w polu karnym.
Możemy powiedzieć, że do czerwonej kartki kontrolowaliście spotkanie?
Tak uważam. Staliśmy blisko siebie w obronie i odbieraliśmy rywalowi wiele piłek. Staraliśmy się wychodzić szybkimi atakami i stworzyliśmy kilka sytuacji. Wiedzieliśmy, że ŁKS dobrze gra piłką, więc staliśmy blisko siebie i byliśmy dobrze zorganizowani. Mogliśmy też wykorzystać przestrzeń, bo gdy oni grają piłką to otwiera się sporo miejsca. Jedna z takich akcji zakończyła się naszą bramką.
To był twój pierwszy mecz z Mateuszem Mączyńskim na lewej stronie. Jak wam się współpracowało?
Mateusz to bardzo dobry zawodnik, prawdziwy profesjonalista. Wrócił po ciężkiej kontuzji i radził sobie naprawdę dobrze. ŁKS miał z nami spore problemy i nie mogę narzekać na to, jak mi się z Mateuszem współpracowało. Dobrze odczytywał moje ruchy. Wiedział, kiedy chcę piłkę do nogi, a kiedy może mnie wypuścić na wolne pole. Staraliśmy się konstruować akcje i moim zdaniem radziliśmy sobie z tym dobrze.
W środę graliśmy z wiceliderem, w niedzielę znów zagramy z wiceliderem.
To wyrównana liga, w tym momencie dominuje jedynie Raków Częstochowa. ŁKS to oczywiście dobra drużyna, ale pokazaliśmy w tym meczu, że stać nas na więcej niż pokazywaliśmy do tej pory. Tym razem zwyciężyć się nie udało, ale mam nadzieję, że już w niedzielę zdobędziemy pełną pulę.
Bilety na mecz z Sandecją Nowy Sącz w sprzedaży.
Obserwuj @GKSKatowice