Trójkolorowi przywieźli na Bukową bardzo ważne trzy punkty z Bielska-Białej. Swój udział w zwycięstwie miał środkowy obrońca GKS-u Katowice Oliver Praznovsky.
Trójkolorowi mieli piorunującą drugą połowę. Już w pierwszej minucie po wyjściu na boisko po przerwie zachowali większą koncentrację i zdobyli bezcenne prowadzenie, które zmusiło Podbeskidzie do odsłonięcia się. – Dawid Abramowicz wrzucił piłkę z autu, a w zamieszaniu podbramkowym akurat ja trafiłem do siatki. Jestem zadowolony z tego, że pomogłem drużynie, oby było tak dalej w kolejnych meczach – opisuje Oliver.
Spotkanie miało także niebagatelne znaczenie psychologiczne. Trójkolorowi, dzięki pewnemu zwycięstwu nad głównym kandydatem do awansu, jakim przecież jest spadkowicz z Ekstraklasy, nabiorą wiatru w żagle i może ich to pchnąć do utrzymania się w czubie tabeli na dłużej. To ich szósty mecz ligowy bez porażki! – Każdy mecz jest trudny w tej lidze. My chcemy grać przede wszystkim swoją grę, którą stara się z nami wypracować trener. W piątek wyglądało to dobrze i zależy nam na tym, żeby grać w przyszłości podobnie jak z Podbeskidziem – wyjaśnia Praznovsky.
Oliver, mimo zdobytej bramki, ma ostatnio pecha. We wcześniejszych meczach sprokurował dwa karne, w Bielsku-Białej zobaczył drugą żółtą kartkę - a w konsekwencji czerwoną - za rzekome wstrzymywanie wznowienia gry przez bramkarza gospodarzy. – Mam ostatnio problemy z sędziami (śmiech). Wcześniej te rzuty karne, teraz czerwona kartka... Nie wiem, dlaczego tak się stało, że ją dostałem. Wydawało mi się, że po akcji wracałem do obrony tyłem do bramkarza i nic nie zrobiłem. Nie będę jednak nikogo krytykował i narzekał. Myślę, że bramką odkupiłem winy za te wcześniejsze sytuacje – dodał słowacki stoper.