Po meczu kontrolnym pełnym walki z wyżej notowanym Fastavem Zlin, który zagra w Lidze Europy, katowiczanie czują, że w ich grze następuje progres, o czym rozmawialiśmy ze skrzydłowym GieKSy Pawłem Mandryszem.

Jak wyglądają wasze pierwsze godziny na obozie przygotowawczym? Już zadomowiliście się w Trzebnicy?

Na pewno już zadomowiliśmy się. Jesteśmy tu od wtorku, kiedy to po przyjeździe zdążyliśmy przeprowadzić jedne zajęcia. Przed spotkaniem z Fastavem trenowaliśmy jeszcze głównie stałe fragmenty, także dopracowujemy pewne schematy i zagrania. Warunki są super, z każdym treningiem będziemy doskonalić coraz więcej spraw i wierzę, że będzie to na boisku wyglądało coraz lepiej.


Zmierzyliście się ze zdobywcą Pucharu Czech, który zaczyna rozgrywki podobnie jak wy, więc jest w takiej samej fazie przygotowań. To dla was na pewno cenne doświadczenie.

Zgadza się. Na pewno był to pożyteczny sparing z naprawdę bardzo dobrą drużyną, która super operowała piłką. Możemy dużo wyciągnąć z tego meczu. Najważniejsze, że zagraliśmy na zero z tyłu, ale też z przodu robiliśmy trochę szumu i na pewno można to zaliczyć na plus.


Co prawda był to mecz kontrolny, ale walka wyglądała tak, jakby był to mecz ligowy. Łokcie Czechów pracowały, kości trzeszczały. Jak to wyglądało z poziomu murawy?

My też pokazaliśmy kawał twardej piłki. Nikt nie odpuszczał i nie odstawiał nogi. Staraliśmy się iść do każdej piłki na maksa, więc przeciwnik też odczuł naszą obecność na boisku.


Środowy mecz pokazał, że stwarzacie sobie dogodne sytuacje i w ofensywie też potraficie być efektywni. Sam byłeś faulowany w polu karnym i gdyby nie spalony, mielibyście rzut karny.

Myślę, że w pierwszej połowie stworzyliśmy sobie kilka sytuacji, z których mogliśmy wyciągnąć coś więcej albo przy odrobinie szczęścia po jednej z akcji byłby podyktowany rzut karny. Szkoda tej okazji, bo gdyby nie stykowy spalony, mielibyśmy jedenastkę. Na pewno to pozytyw, nad którym trzeba pracować, żeby tych lepszych sytuacji mieć jeszcze więcej i je wykańczać.