Bramkarz GieKSy Mateusz Kuchta ma za sobą występ w młodzieżowej reprezentacji Polski, ale jego myśli krążą tylko wokół najbliższego meczu katowickiej drużyny z GKS-em Bełchatów.

Jesteś po kolejnym zgrupowaniu kadry U-20.  Jaki poziom prezentujecie w porównaniu do rówieśników z innych drużyn narodowych?

- Myślę, że nie odbiegamy poziomem od reszty drużyn młodzieżowych. Mamy w składzie sporo zawodników z Ekstraklasy, ale nie możemy grać otwartej piłki z czołowymi zespołami, bo wtedy byłoby ciężko. Pokazaliśmy jednak, że radzimy sobie z reprezentacją Niemiec, czy Włoch. Świadczy o tym wygrana u siebie i remis na wyjeździe z Niemcami, czy remis na terenie Włoch. W ostatnim, przegranym meczu z włoską drużyną w Szczecinie mieliśmy na początku dwie sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy. Później Włosi pokonali nas mądrością. Widać było, że chcieli grać z kontry, ale gdy już przejęli piłkę, pokazali wysokie umiejętności i wygrali zasłużenie.

Czy powołania do młodzieżowej reprezentacji sprawiają, że potem czujesz się pewniej w meczach pierwszoligowych?

- Powołanie zawsze dodaje pewności siebie, a także motywację do dalszej pracy. To zawsze cieszy, gdy ktoś ogląda twoją grę i powołanie jest dowodem na to, że twoja praca idzie w dobrą stronę. Pewność siebie przekłada się na mecze ligowe, choć spotkanie kadrze są inne od tych ligowych.

W pierwszej lidze jesteście na fali wznoszącej. Nie przegraliście od trzech meczów. Jak ocenisz to, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach?

- Po przegranym meczu z Arką wiedzieliśmy jak ważne jest zwycięstwo w Kluczborku. Fatalnie by to wyglądało, gdybyśmy rundę zaczęli dwiema porażkami. Z MKS-em odnieśliśmy bardzo ważne zwycięstwo, a potem udało nam się wygrać z Pogonią Siedlce. Przed spotkaniem z Miedzią wiedzieliśmy, że rywal ma dużo doświadczonych zawodników i nikomu nie gra się z nią dobrze. W Legnicy byliśmy lepszym zespołem. Może w pierwszej połowie nie było tego widać, ale w drugiej zdobycie przez nas bramki było kwestią czasu. Po doprowadzeniu do remisu była nawet okazja na 2:1. Remis pozostawia niedosyt. Mieliśmy swoje sytuacje, ale szanujemy go. Miedź to bardzo dobry zespół, choć tabela tego nie pokazuje i w końcu zaczną jednak punktować.

W środę wieczorem grałeś w kadrze, a już w piątek musiałeś być w Legnicy. Musiałeś dosłownie dofrunąć do Katowic.

- Sobotni mecz z Siedlcami skończył się o godz. 19, a już o 20:30 musiałem być w pociągu jadącym do Szczecina, żeby dojechać na zgrupowanie. Mecz z Włochami skończył się w środę o 19, a o 21 już miałem samolot do Warszawy, w której miałem przesiadkę do Katowic. Były to dynamiczne dni, ale szacunek i podziękowania dla klubu, że zorganizował to tak, że mogłem zagrać w piątek z Miedzią, bo myślałem, że nie będę mógł wystąpić. Na szczęście turbulencji podczas lotu nie było (śmiech).

Jak wobec tego zagrać w niedzielę, żeby „wylądować” po 90. minucie z trzema punktami bez „turbulencji”?

- Przede wszystkim nie możemy patrzeć na to, że bełchatowianie mają serię czterech rozegranych meczów bez zwycięstwa. Oglądałem ich przegrany mecz z Wisłą Płock i nie byli słabsi. Czeka nas trudne spotkanie, ale jesteśmy gotowi i świadomi tego, że mamy nad nimi w tabeli tylko trzy punkty przewagi. W niedzielę będzie najlepsza okazja, żeby się od nich oddalić i do tego będziemy dążyć. Jesteśmy dobrze przygotowani i wierzę, że wszystko potoczy się po naszej myśli.