O zwycięskim meczu GieKSy z MKS-em Kluczbork rozmawialiśmy z bramkarzem katowickiego zespołu Mateuszem Kuchtą.
Po dwóch meczach zakończonych porażką, wreszcie przełamaliście się i to na wyjeździe. Zagraliście odważnie i zadaliście decydujące ciosy po kontrach. Jak to wyglądało z pozycji bramkarza?
- MKS Kluczbork próbował nam narzucić swój styl gry i w pierwszej połowie było niebezpiecznie. Mieli stały fragment, za stałym fragmentem. Wykorzystaliśmy to i zdobyliśmy bramkę z kontry, ale MKS dalej grał swoje. Musieliśmy wyjść z tej opresji i po drugiej kontrze podwyższyliśmy wynik na 2:0.
Czy szybko objęte prowadzenie trochę was uśpiło?
- Mówi się, że 2:0 to najgorszy wynik. Bramka kontaktowa nakręca rywala. Szybko ją straciliśmy po wyjściu na drugą połowę i było groźnie. Pokazaliśmy jednak charakter, mimo, że było niebezpiecznie. Zwycięstwo naprawdę cieszy, bo zostało osiągnięte na ciężkim terenie. Cieszy także styl i to, że przetrwaliśmy trudne momenty.
Bramki zdobyliście po wyprowadzeniu kontrataków, ale mieliście jeszcze oprócz tego przynajmniej trzy stuprocentowe okazje.
- W drugiej połowie, gdy zawodnicy MKS-u strzelili bramkę na 2:1, to rzucili się na nas. Przysporzyło nam to jednak sporo sytuacji do kontr, ale do końca drżeliśmy o wynik, bo w końcówce kotłowało się pod naszą bramką. Dlatego tym bardziej chwała chłopakom za to, że udało nam się wywieźć trzy cenne punkty.