Na ten moment napastnik GKS-u Katowice Grzegorz Goncerz czekał 712 minut, ale gdy już trafił, dał drużynie komplet punktów w arcyważnym meczu z Rozwojem Katowice. Rozmawialiśmy z naszym kapitanem po wtorkowym treningu.

Lepszy nastrój wrócił do szatni przy Bukowej. Przełamałeś się po okresie bez bramki, a GieKSa przełamała się po dwóch porażkach. „Kamień spadł z serca” po wykorzystanym karnym?

- Zgadza się, bardzo potrzebowałem tej bramki. Wiedziałem, że prędzej czy później piłka wpadnie do bramki i mam to za sobą, ale najważniejsze jest to, że wygraliśmy ciężkie, arcyważne starcie patrząc z perspektywy naszej pozycji w tabeli. Potrzebujemy tych punktów, bo jestem przekonany, że potencjał naszej drużyny pozwala na to, żeby skończyć ten sezon na trzecim miejscu.


Co pomyślałeś gdy ustawiałeś piłkę na „wapnie”? „Jak nie strzelę, to koledzy z drużyny mnie uduszą?”

- Podszedłem do wykonywania rzutu karnego bardzo spokojnie. Wiedziałem jak chcę uderzyć – mocno, po swojemu, bez kombinowania. Nie dopuszczałem żadnych złych myśli. Wiedziałem, że moment, w którym strzelę bramkę musi wreszcie nastąpić. Cieszę się bardzo, że stało się to w takim meczu, w takich okolicznościach.


Po niewykorzystanej jedenastce w Nowym Sączu trenowałeś ten element w szczególny sposób?

- Jak mówi Jan Furtok, nie ma co trenować wykonywania jedenastek. „Karne się ma, albo się nie ma”. Co innego karny w meczu, a co innego na treningu. To dwie różne sprawy. Cieszę się, że udało się w końcu pokazać skuteczność po raz drugi w sytuacji przy Bukowej, która dała nam trzy punkty.


Piątkowy mecz z Bytovią będzie waszym trzecim przed własną publicznością. Zadomowiliście się przy Bukowej na dobre. Jaki to ma na was wpływ?

- Liczymy na wsparcie naszych kibiców. Mamy jeszcze szansę osiągnąć dobry rezultat w tym sezonie, ale w piątek będziemy po raz kolejny potrzebować ich dopingu. Wierzę, że jeśli przy Bukowej ma powstać coś dobrego, to musimy do tego wspólnie dążyć i nawet w trudnych momentach się od nas nie odwrócą.


Jak chcecie ustabilizować swoją formę, żeby wreszcie dwa elementy – obiecujące operowanie piłką oraz idąca za tym skuteczność wreszcie ze sobą współgrały?

- Taki jest paradoks tego sportu. Gdy gramy niezłe mecze, to dorobek punktowy czasem się nie powiększa. A gdy ostatnio zagraliśmy słabiej, to odnieśliśmy  zwycięstwo. Spotkanie z Rozwojem nie było dramatycznie złe. Objęliśmy prowadzenie i stwarzaliśmy sobie sytuacje. Bramka na 1:1 podcięła nam skrzydła, ale mimo to udało się zwyciężyć. Musimy przede wszystkim grać w piłkę, wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że przyjdą wyniki. Staramy się to robić. Wychodzi raz lepiej, raz gorzej. Nie możemy być stroną, która oddaje inicjatywę, bo takie granie zysku nie przyniesie. Jeżeli popatrzymy na drużyny, które już mają właściwie zapewniony awans do Ekstraklasy w tym sezonie, to grają one ofensywnie od początku do końca. Mają swój styl futbolu, który polega na tym, że kontrolują spotkania i nic nie pozostawiają przypadkowi. Musimy w przyszłości dążyć do tego, żeby być drużyną grającą jeszcze skuteczniej w piłkę, a przede wszystkim bez względu na okoliczności gromadzącą komplety punktów.


Co musicie zmienić przed spotkaniem z Bytovią, żeby nie przytrafiały wam się przestoje w grze tak jak z Rozwojem, gdy wychodził wysoko i przejmował inicjatywę?

- Myślę, że dawaliśmy sobie z tym radę, nawet gdy przeciwnicy wyszli wysoko. To my prowadziliśmy grę i rozgrywaliśmy piłkę od początku spotkania. Potem myślę, że nasze głowy po bramce na 1:1 zablokowały się, wkradła się nerwowość i obawy, bo to spotkanie było dla nas bardzo istotne. Dobrze jednak się skończyło. Na szczegółowe analizy błędów przyjdzie czas w środę. Spotykamy się wcześniej i trener będzie na pewno miał do nas pretensje o pewne momenty w meczu. Lepiej jednak analizować błędy po zwycięskich spotkaniach. Wtedy łatwiej przechodzi to przez myśl niż po przegranej, ale już musimy myśleć o kolejnym meczu i zrobić wszystko, żeby następny komplet punktów został przy Bukowej.