W trzeciej odsłonie cyklu poświęconej dawnym gwiazdom GKS-u Katowice przypominamy postać Adama Kucza.

Kiedy narodziła się u pana miłość do futbolu?

- Od małego trenowałem na podwórku. Kiedyś nie było komputerów, więc wszyscy spotykali się na dworze i kopali w piłkę. Jeszcze w podstawówce trenowałem dodatkowo koszykówkę i lekkoatletykę, ale tak się złożyło, że wybrałem piłkę nożną, co okazało się później strzałem w dziesiątkę.

A jak trafił Pan do GieKSy?

- Do GKS-u Katowice trafiłem pod koniec podstawówki. Jestem wychowankiem Kolejarza Katowice. Do GieKSy wyciągnął mnie trener Henryk Grzegorzewski. Oczywiście byłem niezmiernie szczęśliwy z tego powodu, bo zawsze to był klub, w którym każdy chciał grać.

Był pan chyba najniższym zawodnikiem w historii GKS-u. Czy tak niski wzrost pomagał na boisku i czy był powodem żartów w szatni?

- Przywarł do mnie przydomek „mały kucyk”. Zawsze były jakieś żarty w szatni z tego powodu, ale myślę, że udowodniłem na boisku, że ten wzrost mi nie przeszkadzał, a nawet niekiedy pomagał. Zdarzyło mi się nawet, że strzeliłem bramkę głową. Moją ambitną grą dowiodłem więc, że tak niski wzrost nie stanowi żadnej przeszkody w piłce.

Jest ktoś z kim najbardziej trzymał pan w szatni?

- Blisko trzymałem się z Darkiem Wolnym, Krzysztofem Maciejewskim i Grzegorzem Borawskim. Ogólnie jednak to cała drużyna stanowiła jedność. Oczywiście, tak jak to jest też teraz, mogą się tworzyć jakieś grupki, ale jak się wychodzi na mecz to cała drużyna musi tworzyć kolektyw. Dlatego osiągaliśmy wtedy takie wyniki, bo potrafiliśmy się zjednoczyć.

Jak wspomina pan zdobycie Pucharu Polski na Stadionie Śląskim po meczu z Ruchem Chorzów?

- Wygrana z Ruchem Chorzów to było piękne przeżycie. Pamiętam, że był to mój pierwszy sezon w GKS-ie Katowice i od razu zdobyliśmy Puchar Polski. Było to na pewno niezapomniane przeżycie.

A jak zapamiętał pan mecz o Superpuchar Polski z Legią Warszawa?

- To też był wspaniały mecz. Najpierw zdobyliśmy Puchar Polski, a później Superpuchar Polski. Szkoda, że nie udało nam się zdobyć tytułu mistrza Polski, bo niewiele nam wtedy brakowało.

Niestety nie udało się też najlepiej pożegnać z drużyną. W ostatnim sezonie, w którym grał pan w GieKSie, klub zaliczył spadek.

- Tak to czasami bywa. Ja nigdy w życiu nie zrobiłem czegoś, co mogłoby zaszkodzić GieKSie. Dobro klubu zawsze leżało i wciąż leży mi na sercu.

Czy ta porażka w Łodzi z ŁKS-em w tym ostatnim sezonie była najgorszym momentem w pana karierze?

- W tym meczu przy pierwszym golu zaliczyłem asystę, a później strzeliłem bramkę. Karnego niestety nie udało mi się wtedy strzelić, ale nawet na mistrzostwach świata zdarzają się takie sytuacje. Tak się akurat złożyło i nic się na to nie poradzi. Z takich trudniejszych momentów w mojej karierze to pamiętam jeszcze kontuzję w ŁKS-ie Łódź i to, że musiałem później odejść z klubu. Miałem wtedy problemy z kolanem, ale takie sytuacje są dość powszechne w piłce.

Który mecz z europejskich pucharów najbardziej zapadł panu w pamięci?

- Najbardziej zapadł mi w pamięci mecz z Benfiką Lizbona. Pamiętam, że w wyjazdowym spotkaniu strzeliłem bramkę z rzutu rożnego, ale sędzia jej nie uznał. Mieliśmy wtedy naprawdę duże szanse na awans, bo nieźle prezentowaliśmy się na boisku, a Benfica była do przejścia. Wielka szkoda, że ta bramka z rogu nie została zaliczona, bo dałaby nam upragniony awans. W meczu rewanżowym też zdobyłem bramkę, ale niestety straciliśmy gola na 1:1 i odpadliśmy. Niezwykłe były również te spotkania z Bordeaux. Można było wtedy zagrać przeciwko Zidane’owi. Oczywiście wszystkie mecze z tych europejskich pucharów były niezapomnianymi przeżyciami. Po to trenowaliśmy i graliśmy w piłkę, żeby później reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej. 



Co pan czuł, gdy dowiedział się pan, że został pan wybrany do Złotej Jedenastki Wszech Czasów GieKSy?

- Jest to dla mnie ogromny zaszczyt i wyróżnienie. Chciałbym podziękować wszystkim kibicom za pamięć o mnie. Tylu dobrych zawodników grało w GKS-ie Katowice, a kibice wybrali akurat mnie.

A czym aktualnie się pan zajmuje?

- Pracuje w MOSiRze Katowice jako instruktor sportu na orliku, a oprócz tego wciąż gram w piłkę.

Następne kolejki zapowiadają się bardzo ciężko – GKS będzie walczyć z faworytami do awansu. Jakie ma pan przeczucia przed tymi starciami?

- Mam nadzieję, że GKS Katowice powalczy jeszcze w tym sezonie o ten upragniony awans do Ekstraklasy. To jest zasłużony dla polskiej piłki klub z tradycjami.