W naszym cyklu wywiadów przedstawiamy postać napastnika Krzysztofa Gajtkowskiego, który w Ekstraklasie rozegrał 200 spotkań, zdobył 48 goli, a jego rekord 5 bramek w jednym meczu nie został dotąd pobity.
Przygodę z piłką rozpoczął pan w Szombierkach Bytom, do których wrócił pan po 15 latach na koniec kariery. Jak pan wspomina ten czas?
- Właśnie tam stawiałem pierwsze kroki na murawie jako trampkarz. Następnie jako junior starszy skorzystałem z możliwości przejścia do GKS-u Katowice i nie żałuję. GKS występował wtedy w pierwszej lidze, czyli odpowiedniku Ekstraklasy i tam mogłem szybciej rozwijać się.
Kto miał wpływ na pana piłkarską drogę życia?
- Myślę, że tą osobą był mój tata, który sam grał w niższych ligach i ukierunkował mnie na piłkę nożną. Widział we mnie talent, umiejętności i namawiał na grę. Mnie jednak nie trzeba było specjalnie mobilizować, bo kochałem piłkę.
Jak pan trafił do GieKSy, w której zyskał pan rozgłos na piłkarskiej mapie Polski?
- Moment ,w którym trafiłem do GKS-u był dla mnie wyjątkowy. Jako juniorzy Szombierek graliśmy z GKS-em i po meczu trener Krzysztof Rzeszutek zapytał, czy chciałbym grać dla GieKSy. Odpowiedziałem, że bardzo bym chciał. Wtedy jednak nie można było tak łatwo przejść z jednego klubu do drugiego i dopiero po wizycie w PZPN-ie z prezesem Dziurowiczem udało się dopełnić formalności.
Jak pan wspomina czas spędzony w GKS-ie?
- W Katowicach przeżyłem super chwile. Ukształtowałem się jako piłkarz, choć czas był ciężki. Były wyniki, za to nie było ciepłej wody, ale nie narzekaliśmy. Każdy chciał walczyć dla kibiców i klubu, chociaż były problemy finansowe i każdy musiał jakoś utrzymać rodziny. Walczyliśmy dla GKS-u i o swoją przyszłość.
Z Katowic przeniósł się pan do Poznania, w którym zdobył pan Puchar Polski i rekordową ilość pięciu trafień w wygranym meczu z Pogonią (6:0).
- Początki w Lechu były ciężkie. Nie mogłem się tam odnaleźć. Zostałem kupiony za duże jak na tamte czasy pieniądze. Ciążyła na mnie presja. Nie mogłem sobie z tym poradzić i plątało mi to nogi. Wróciłem na zasadzie wypożyczenia do GKS-u. W ciągu roku udało mi się nastrzelać bramek i odbudowałem się. Po powrocie do Poznania było już zdecydowanie lepiej.
Potem trafił pan do Korony Kielce i Polonii Warszawa. Łącznie na boiskach Ekstraklasy rozegrał pan 200 spotkań i zdobył 48 goli. Jak czuł się pan w tych klubach z elity?
- Chciałem przejść do Korony i w niej grać. Niestety, została zdegradowana, a ja miałem plan, żeby zostać w Ekstraklasie. Trafiłem do Polonii Warszawa, gdzie dostawałem szanse od trenera Zielińskiego. Zdobyliśmy nawet trzecie miejsce w lidze, za czasów prezesa Wojciechowskiego niczego tam nie brakowało.
Czym zajmuje się Krzysztof Gajtkowski po zakończeniu kariery?
- Zdrówko jest, dzieci też, jestem szczęśliwy ze swoją kobietą. Grać już nie mogę, nawet towarzysko. Wszystko spowodowane jest kontuzjami i operacjami kolan. Mam swoje interesy poza piłką i nie narzekam.