Katowiczanie po obfitującym w wiele zwrotów akcji meczu ostatecznie podzielili się punktami ze Stalą Mielec (3:3). Po meczu rozmawialiśmy ze strzelcem jednej z bramek, Andrejem Prokiciem.

Przypomniałeś się kibicom przy ul. Solskiego, strzeliłeś bramkę w Mielcu, twoim poprzednim miejscu pracy. Czy twój występ można zaliczyć do udanych?

Myślę, że nie był do końca udany. Gdybyśmy pokusili się o zwycięstwo i trzy punkty, wtedy myślałbym inaczej. Na pewno pozytywami była ta strzelona bramka i wyciągnięcie wyniku na remisowy podczas gry w dziesięciu, ale ten punkt dużo nam nie daje. Powiem szczerze, że liczyliśmy na wygraną.


Co przyszło wam do głów, gdy straciliście dwie bramki i Olivera Praznovsky’ego po czerwonej kartce?

Wydaje mi się, że było widać na boisku, w naszej postawie to, o czym myśleliśmy w tej trudnej sytuacji. W drugiej połowie zagraliśmy tak, że nie chcieliśmy tylko remisu i staraliśmy się walczyć o zwycięstwo. Chcieliśmy wyciągnąć z tego spotkania jak najwięcej.


Mimo niedosytu pokazaliście charakter. Nie jest to codzienny widok, gdy strzela się trzy bramki grając bez jednego zawodnika.

Charakter charakterem, ale ile będziemy go pokazywać i nie wygrywać? Trzeba go pokazać od pierwszej minuty. Na pewno pozytywne jest to, że przegrywając 0:2 wyciągnęliśmy wynik na 3:3, ale zacznijmy wygrywać. Nie ma już co rozmawiać o innych rozwiązaniach, tak jak na przykład remisy.


To wasz trzeci wyjazd bez porażki z rzędu. Czy udaną postawę z wyjazdowych meczów przełożycie wreszcie także na Bukową i dacie radość swoim fanom w najbliższych derbach z zespołem z  Tychów?

Nieważne z kim gramy, musimy wygrywać, wygrywać i jeszcze raz wygrywać. Nie możemy w tak łatwy sposób tracić bramek jak w meczu ze Stalą. To powoduje, że musimy gonić wynik i kosztuje nas to bardzo dużo sił. To, co wydarzyło się w Mielcu, nauczyło nas czegoś nowego. Musimy być lepiej zorganizowani w defensywie, żeby nie tracić tylu bramek. Trafiliśmy do siatki trzy razy, a nie wygrywamy i to trochę przykre.